piątek, 18 lutego 2011

Pamiętajcie o ogrodach!



Pamiętajmy o ogrodach bo przecież każdy z nas
Stamtąd przyszedł
W żar epoki użyczą nam chłodu
Tylko drzewa, tylko liście..

Pamiętajmy o ogrodach
W żar epoki nie użyczy nam chłodu
Żaden schron, żaden beton..
Kroplą pamięci,
Nicią pajęczą,
Zapachem tak pięknym,
Wiesz już na pewno
Świeżością rzewną
To właśnie tu
TU SĄ TWOJE OGRODY.

Tak czekam,
jakby wyczekuję na ważną decyzję w mojej sprawie.
Spodziewam się
jak dziecka.
Nie dźwigam ciężarów,
oglądam piękne twarze,
sposobię wyprawkę,
dbam o zęby i włosy.
Któregoś dnia z pierwszą pocztą przyjdzie dla mnie
wiadomość:
Tak i tak,
ciemny blondyn,
albo nigdy.
Tymczasem poczta w moim mieście jest zamknięta.

- Odpowiesz na pytanie?
- Tak! Odpowiem, jeśli będę w stanie.
- Powiedz proszę. Kochać to pragnąć, czy pragnąć to kochać?
- Spróbuję odpowiedzieć. Pytanie bardzo trudne, przyznam. Kochać to pragnąć, czy pragnąć to kochać. Myślę, iż oba przypadki są potrzebne, prawdziwe i skłaniające do różnych przemyśleń i refleksji. Jeśli się kocha, to wiadomo że się pragnie. Pragnie się wzajemności, uznania, zaakceptowania, szacunku i tego typu rzeczy. Każdy z nas stworzony jest w ten sposób iż kocha, ale też żąda, chce. Ale również jet odwrotna wersja. Pragnąć to kochać. Jeżeli człowiek tęskni za osobą, którą obdarza wielkim uczuciem to jej pragnie. Ale czasami pragnienie jakiejś osoby nie jest fajne, bo może wszystko zniszczyć, bo ktoś po prostu może tego nie zaakceptować. Osoba, która jest w jakimś sensie proszona, czasem zmuszana, może to wszystko odbierać jako przymus do czegoś, będzie czuła znudzenie monotonię. Myślę, że do tych spraw należy podchodzić czasami impulsywnie, pod wpływem emocji, ale jeżeli sytuacja inaczej od nas wymaga to należy się zastanowić. Z miłości i życia należy czerpać tyle, ile się da, ale nie krzywdząc przy tym innych. Trzeba słuchać głosu swego serca i sumienia.

Nie czekaj w danej sytuacji, aż rozpocznie ktoś inny.
To właśnie do Ciebie dzisiaj należy zainicjowanie kręgu radości.
Często wystarczy mała, malutka iskierka, by wysadzić powietrze ogromny ciężar,
wystarczy iskierka dobroci , a świat zacznie się zmieniać :)

Mam, ale czuję jakbym nie miała. Chcę a mam. Powinnam być szczęśliwa, ale nie jestem. Co się dzieje.. Krzywdzę przez moją huśtawkę nastrojów uczucia innej osoby. Dlaczego tak jest? Czy ja okłamuję sama siebie? Czy ja wiem czego chcę? Nie wiem czego chcę, pogubiłam się w tym wszystkim. Przestałam wierzyć. Stałam się niedowiarkiem w to, że w ogóle miłość istnieje. Dlaczego jest tak, że jak nie mamy czegoś za czym tęsknimy, czegoś chcemy to nas to pociesza, daje wiarę, że się uda, a gdy dotrzemy do celu i zdobędziemy to co chcieliśmy to jest odwrotnie. Szare, bezsensu, monotonne, nudne, beznadziejne.. Dlaczego tak jest ze mną? Nie miałam, to chciałam.. Mam to nie chcę. Czuję się jak opętana, na sznurku, w więzieniu, odizolowana od świata, zamknięta z potworami. Boję się. Boję się kolejnego dnia, mam lęk przed odczytaniem smsa, bo boję się, że właśnie w tym momencie zapyta się co jest nie tak. Dlaczego nie mam tej pogody ducha co kiedyś? Odwróciłam się przeciwko wszystkiemu. Moje wrogie odpisywanie, sprawia negatywne działanie na odbiorcę. Unikanie, ograniczanie kontaktów, sprawia, że męczy to mnie i ludzi wokoło. Najchętniej chciałabym przestać istnieć. Chociaż tak na chwilę. Na kilka minut. Chociaż mam z czego być szczęśliwa, to nie jestem. Przygniata mnie życie, nastał okrutny czas. Słowa, które człowiekowi szczęśliwemu dodają otuchy, sprawiają uśmiech na twarzy, dreszczyk emocji, przechodzą po mnie ze smutkiem, zdenerwowaniem. Czuję żal, że ktoś powie coś miłego. Niekiedy słowa, któremu człowiekowi zakochanemu, zastępują powietrze, mnie denerwują, czuję do nich wstręt, obrzydzenie, zdenerwowanie. Najchętniej to zapadłabym się pod ziemię, tam nikt by mnie nie widział, tam nie ma zasięgu, może byłoby mi lepiej. Nie lubię udawać, że jestem szczęśliwa. Mam dość. Czasami życie jest męczące. Brakuje mi czegoś, nie wiem czego. Nie umiem się określić. Czuję się jak bezcenny przedmiot, porzucony gdzieś w szarym, ciemnym lesie, który woła bezdźwięcznym głosem, krzyczy, prosi, błaga, ale bez żadnych rezultatów.

wtorek, 8 lutego 2011

.. Bez definicji



Przeszukiwałam ostatnio zakamarki mojej pamięci. Otwierałam kolejne szuflady wspomnień i starałam się odnaleźć zdarzenia zarchiwizowane pod hasłem "życie, miłość".
Podczas poszukiwań natknęłam się na zapisy wykonane atramentem uczuć, który wyblakł z czasem i nie można było tego odczytać. Inne, nadgryzione przez robaki zapomnienia, mogłam odtworzyć tylko fragmentarycznie.
Najbardziej czystą nie zakurzoną szufladą była ta, którą otwierałam najczęściej, prawie codziennie zawierająca wspomnienia, które były bardzo ważne. Inne były mniej lub bardziej zaniedbane, a niektóre z nich nawet umarłe. W jednej z nich odnalazłam miłość mojego szkolnego wieku.
W kolejnej zadbanej szufladzie pedantycznie poukładane były wspomnienia o moim życiu. Były chwile te miłe, których było wcale nie mało i te związane z żalem, lamentem.
Te przeglądałam długo delektując się niektórymi z nich. Upajały mnie.
Następna szuflada, kolejna i jeszcze jedna. We wszystkich odnajdywałam coś z mojego życia.
Niektóre złożone w mojej pamięci zdarzenia i fotografie tworzyły jedynie zamazany obraz. A te, które były ostre i wyraźne uwypuklały tylko fragmenty zdarzeń, chwile, momenty bez początku i bez końca.
W żadnej z szuflad nie znalazłam łącznika z przyszłością. Lecz wiem jedno w archiwum pamięci mam jeszcze mnóstwo nowych nie zapełnionych szuflad.
Jedna z nich z wnętrzem delikatnym jak etui na najdroższa biżuterię. Jest przeznaczona dla Ciebie..