czwartek, 30 grudnia 2010

Znak


Czym jest dla Ciebie KRZYŻ?
Czy to kolejny talizman na szczęście, czy może piękna ozdóbka, która w połączeniu z mega wyzywającym dekoltem daje nieziemski efekt, wiążący sie w skutkach z tym, że jesteś pożądana przez wszystkich chłopaków na ulicy? Czym są dla Ciebie te dwie belki!? Często można je zauważyć na piersi chłopaka z rozpiętą koszulą podczas piątkowych dyskotek, zabaw, właśnie w tym dniu, kiedy Chrystus najbardziej odczuwał je na swoim ciele. Ich ciężar być może mówił Mu o Tobie! Czy wiedział, że kiedyś ten znak cierpienia będzie traktowany w ten sposób? Jakich krzyży to ja nie widziałam! Były już różowe, zielone, z cekinkami- tak rzadko wisiał na nich Chrystus. Dla Niego nie było już na nich miejsca. Nie było dla Niego, nie było dla Ciebie, gdyż postanowiłeś maksymalnie wyeliminować cierpienie ze swojego życia.

Nie udało się? Myślałeś, że odrzucając krzyż będziesz mógł zapomnieć o cierpieniu, a tak naprawdę, dopiero wtedy upadłeś, jak jeszcze nigdy dotąd! Czy zastanawiałeś się, dlaczego tak często ludzie prawdziwie wierzący o wiele lepiej znoszą tragedię w swoim życiu niż Ci, którzy nie myślą o Bogu nawet wtedy, kiedy idą w niedzielę do kościoła, bo ich podstawowym błędem jest to, że idą do kościoła a nie do Przyjaciela? Dlaczego ten znak, który nasi przodkowie całowali z poszanowaniem, który wielu ludziom kojarzył się z nadzieją, ze zbawieniem, z męką Chrystusa, z czymś świętym, godnym, żeby cierpieć i nie dać go zbezcześcić nam, tak często nie mówi nic? Można go kupić wszędzie: na odpustach, jarmarkach w sklepach różnego gatunku. Kolejny przedmiot, ozdóbka, którą nawet Ci, którzy w Jezusa nie wierzą uwieszają na swoich szyjach, uszach, rękach.....


Czym jest dla Ciebie Krzyż? Czy i jak czynisz znak krzyża na swoim ciele każdego ranka, wieczora? Czy wstydzisz się Go i machasz tylko ręką dla spokojnego sumienia tak, jakby Ci natrętna mucha przelatywała koło nosa, czy jesteś dumny, że jesteś chrześcijaninem, i czynisz ten znak w świadomości, co On oznacza, z poszanowaniem i czcią...

Jak można poradzić sobie z Krzyżem codzienności nie wiedząc co On oznacza i nie mając Go w poszanowaniu? Czy byłbyś gotowy bronić Krzyż, kiedy przyjdą i zapytają Cię o Twoją wiarę przystawiając Ci pistolet do głowy?

A czym dla Ciebie jest Krzyż??.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

W nicości trwam




„Umrze tylko ta osoba, która zgrzeszyła” (Ez 18). Co za mocne tematy porusza i daje do rozważenia Ezechiel. No przecież każdy z nas zgrzeszył, wiec w myśl tego zdania, każdy z nas umarł..
A przecież funkcjonujemy, "żyjemy" nadal? Nie chodzi mi tutaj o biologiczne rozważania na temat zjawiska śmierci. Zastanawiam się nad śmiercią w znaczeniu duchowym. Pismo mówi konkretnie, umiera ten, kto zgrzeszył. Grzech powoduje śmierć. Zastanawiam się, co w nas umiera, gdy grzeszymy? Ktoś odpowie encyklopedycznie: "grzech rodzi śmierć duchową", a ja pytam, co w ramach tego w nas umiera, gdy grzeszymy, co tracimy i co ciężko przywrócić, gdy grzech zadomowi się w nas?

Moim zdaniem przez grzech umiera jakaś taka duchowa świeżość, elastyczność, spontaniczność. Tracimy radość życia, które po grzechu jawi się, jako coś ponurego. Można wtedy stymulować się różnymi środkami psychoaktywnymi, prowadzić niesamowite życie towarzyskie, szaleć ile "wlezie" i tak wewnętrzny stan się nie zmienia, a pustka poprzez kolejne grzechy staje się jeszcze większa. Przez grzech umiera sens życia, w pewnym momencie człowiek zaczyna funkcjonować nienormalnie, jest niespokojny o swoją egzystencję. Grzech uśmierca zapał do chęci bycia lepszym, uśmierca zapał do zmiany, wszystko zaczyna być byle jakie. Kiedy trwamy w grzechu, to możemy mieć wiele, a jednak to, co mamy, nie cieszy nas. Dlaczego? Bo utraciliśmy coś bardzo ważnego. Przez grzech utraciliśmy wewnętrzną moc, wewnętrzną wartość, która jest podstawą egzystencji. Przez grzech tracimy pierwotne piękno, spontaniczną naturalność. Człowiek po grzechu zaczyna być sterowany przez wewnętrzną ciemną siłę, która powoli, aczkolwiek skutecznie zatruwa naturalne środowisko ducha. Przez grzech zamiera w nas taka prosta radość życia, wszystko staje się skomplikowane i poplątane.



"Znajdź mnie Panie "

Biegłem przez życie,
a ścieżka wydawała się tak prosta.
Jednak zgubiłem się
na rozstaju życiowych decyzji...

Kolejny raz prubóję wrócić do Ciebie
i nie potrafię...
Proszę Cię, jeśli jest to możliwe,
znajdz mnie Panie....

środa, 15 grudnia 2010

Daleko stąd do gwiazd...



Jak daleko musi odejść człowiek, aby zrozumiał, co jest prawdziwym szczęściem, dobrem i radością?

Pan nie mówi: "Idź precz. Ty, który złamałeś moje przykazania. Ty, który sprzedałeś Mnie i mojego Syna za bezcen." To nie jest ten Bóg, którego obraz czasami tworzymy w naszych imaginacjach.
Bóg Ojciec mówi "Powstań i żyj! Czy nie po to umarł i zmartwychwstał mój Syn?"
Powstań ze swojej małości, ze swoich kompleksów. Powstań ze swojego bagna, z tego, czego tak się wstydzisz. Powstań z tego, co trzyma Cię z daleka od szczęścia, od Twojego Ojca.

Czy trzeba tak doświadczyć braku miłości, braku akceptacji, braku zrozumienia, odrzucenia i bezsensowności - po prostu braku Boga, a raczej braku poczucia Jego obecności i jego miłości?

Nie wiem. Być może ktoś nie musi tego doświadczać, ale ja tego potrzebowałam. Musiałam poczuć taką pustkę, "wylać tyle łez", doświadczyć mroku, pustyni. Wielki, długi żal łamie nasze kamienne serca. Pan skruszy każdy zniewolony umysł, jeżeli poczuje choć najmniejszą wolę zmiany- wolę walki o człowieka, o samego siebie. Ale wiadomo- nie stanie się to na pstryknięcie palcami.
Pan prowadzi po właściwych ścieżkach do Siebie. On ma już gotowy plan. Wie gdzie, co i jak. Postawi odpowiednich ludzi, w odpowiednim czasie i miejscu. Zmieni bieg wydarzeń tak, że staną się nieprawdopodobne. Na koniec da się poznać. Wtedy już sam Go rozpoznasz...


"Powstań i żyj chociaż wokół mrok.
Powstań i żyj dobro wielką ma moc.
Powstań i żyj choć upadłeś nie raz."

"Aaa... Jestem beznadziejny..." Fajnie :)
Fantastycznie, bo Bóg kocha mnie w mojej słabości, w mojej niedołężności.

Mówię właśnie o tej prawdzie, że Bóg kocha nas w naszej słabości.
O prawdzie, która mówi, że przed naszym Stworzycielem nie musimy udawać. Nie musimy być jak z obrazka, z filmu czy reklamy - nieskazitelni.
Ale zatrzymajmy się na chwilę..
Czy ty chcesz być kimś, kogo czasami udajesz?
Właśnie takim nieskazitelnym panem z reklamy, bez żadnej wady, bez żadnej plamy, bez żadnego defektu?
To jest ciekawe zjawisko, że chcemy czasem oszukać samego Boga, już nie tylko samych siebie. Z perspektywy- śmieszne. Ale w życiu przestaliśmy na to zwracać uwagę, tłumacząc sobie: "Bo tak trzeba..."
I mamy kolejny paradoks - nasze sumienie to przyjmuje i przestaje nas ruszać.
Jak na co dzień trzeba nam wielu, mocnych i dobitnych argumentów, tak tu... co? Idziemy na łatwiznę?

środa, 1 grudnia 2010

I nie żal nic, i żal tak wiele...



"Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje dróg w swoim życiu, jeszcze raz przeczytać uważnie napisy na drogowskazach i pójść w innym kierunku."

- to znaczy.. Yy. Tak mi się wydaje. A kiedy zaczynam wątpić to zastanawiam się, czego bardziej się przeraziłam; cofnięcia czasu, czy tego że już wtedy wypadałoby iść za ciosem i faktycznie postąpić inaczej.

Mam czasem wrażenie, może omylne- jeśli tak, że my nie do końca koncentrujemy się zawsze nad tym co najważniejsze w naszym życiu ;) że właściwie, to często jest tak, że do końca nie wiemy.. Czego naprawdę chcemy. I tak jak te dzieci we mgle błądzimy szukając drogi po omacku, na ślepo.. Aż do momentu, gdy nie wpadniemy w jakąś przepaść i wtedy powracamy w myśli do punktu wyjścia: "...Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na pewne rozstaje...".

Mówię tak, może dlatego, że ostatnio często lądowałam w tych przepaściach. (przepraszam za chwilę słabości), ale miałam tam wiele CZASU by pomyśleć o tym czego naprawdę w życiu chcę. Bo są różne przepaści.. Ja akurat zazwyczaj wpadam w te, co mają takie ręce, i z każdym metrem chwyta Cię taka ręka i trzyma...trzyma tak, ile ma sił. Jak już nie może to niestety puszcza, ale niżej jest kolejna i kolejna, aż w końcu na samym dole są takie ręce... Tu niby spokojnie pytają Cie co masz zamiar zrobić dalej ze swoim życiem, a kiedy przekonywująco odpowiesz im czego pragniesz dają Ci takiego kopa na rozpęd, że po raz drugi stajesz nad swoją przepaścią i masz kolejną szansę na chwycenie swojego życia w garść.

Nie powiem, że ten zabieg jest bezbolesny, swoje trzeba przejść ;] ale gdyby było tak miło to rąk by im nie starczyło i siły... ;)

Panie..Wiedziałam, że tak będzie i Ty też wiedziałeś. Dziękuję za siłę i ludzi których postawiłeś na mej drodze by udowodnić mi jak ważnym człowiekiem jestem dla Ciebie.. Może nie zawsze potrafię docenić to ile dla mnie robisz.. Jak mocno działasz... A czasem po prostu jesteś...



Bóg zawsze podnosi słuchawkę, bez względu na to, ile czasu upłynęło od ostatniej rozmowy.

— Paul Samuel Leon Johnson