środa, 15 grudnia 2010

Daleko stąd do gwiazd...



Jak daleko musi odejść człowiek, aby zrozumiał, co jest prawdziwym szczęściem, dobrem i radością?

Pan nie mówi: "Idź precz. Ty, który złamałeś moje przykazania. Ty, który sprzedałeś Mnie i mojego Syna za bezcen." To nie jest ten Bóg, którego obraz czasami tworzymy w naszych imaginacjach.
Bóg Ojciec mówi "Powstań i żyj! Czy nie po to umarł i zmartwychwstał mój Syn?"
Powstań ze swojej małości, ze swoich kompleksów. Powstań ze swojego bagna, z tego, czego tak się wstydzisz. Powstań z tego, co trzyma Cię z daleka od szczęścia, od Twojego Ojca.

Czy trzeba tak doświadczyć braku miłości, braku akceptacji, braku zrozumienia, odrzucenia i bezsensowności - po prostu braku Boga, a raczej braku poczucia Jego obecności i jego miłości?

Nie wiem. Być może ktoś nie musi tego doświadczać, ale ja tego potrzebowałam. Musiałam poczuć taką pustkę, "wylać tyle łez", doświadczyć mroku, pustyni. Wielki, długi żal łamie nasze kamienne serca. Pan skruszy każdy zniewolony umysł, jeżeli poczuje choć najmniejszą wolę zmiany- wolę walki o człowieka, o samego siebie. Ale wiadomo- nie stanie się to na pstryknięcie palcami.
Pan prowadzi po właściwych ścieżkach do Siebie. On ma już gotowy plan. Wie gdzie, co i jak. Postawi odpowiednich ludzi, w odpowiednim czasie i miejscu. Zmieni bieg wydarzeń tak, że staną się nieprawdopodobne. Na koniec da się poznać. Wtedy już sam Go rozpoznasz...


"Powstań i żyj chociaż wokół mrok.
Powstań i żyj dobro wielką ma moc.
Powstań i żyj choć upadłeś nie raz."

"Aaa... Jestem beznadziejny..." Fajnie :)
Fantastycznie, bo Bóg kocha mnie w mojej słabości, w mojej niedołężności.

Mówię właśnie o tej prawdzie, że Bóg kocha nas w naszej słabości.
O prawdzie, która mówi, że przed naszym Stworzycielem nie musimy udawać. Nie musimy być jak z obrazka, z filmu czy reklamy - nieskazitelni.
Ale zatrzymajmy się na chwilę..
Czy ty chcesz być kimś, kogo czasami udajesz?
Właśnie takim nieskazitelnym panem z reklamy, bez żadnej wady, bez żadnej plamy, bez żadnego defektu?
To jest ciekawe zjawisko, że chcemy czasem oszukać samego Boga, już nie tylko samych siebie. Z perspektywy- śmieszne. Ale w życiu przestaliśmy na to zwracać uwagę, tłumacząc sobie: "Bo tak trzeba..."
I mamy kolejny paradoks - nasze sumienie to przyjmuje i przestaje nas ruszać.
Jak na co dzień trzeba nam wielu, mocnych i dobitnych argumentów, tak tu... co? Idziemy na łatwiznę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz